Niewidzialny Park Narodowy

Część IV

Lasy Państwowe boją się dać palec, żeby nie zabrano im ręki

Dlaczego w Polsce nie powstają Parki Narodowe

Dominik Szczepański, Patryk Strzałkowski: Od 21 lat nie powstał w Polsce żaden park narodowy. Z państwa raportu wynika, że przyczyn jest kilka. Zacznijmy od lęku mieszkańców wsi i miast, które miałyby sąsiadować z parkiem.

Marta Klimkiewicz, ClientEarth Prawnicy dla Ziemi, doradczyni do spraw nauki i polityki: Boją się, że ktoś podejmie decyzję o powołaniu parku ponad ich głowami, a potem zostawi ich z konsekwencjami. Wielu osobom parki źle się kojarzą: z czasami komuny, z zakazami, z brakiem prawa dysponowania swoją własnością. Z badań, które przytaczamy w naszym raporcie “Polskie Parki Narodowe. Dlaczego w Polsce od 20 lat nie powstał park narodowy i jak to zmienić?”, wynika, że choć polskie społeczeństwo ogólnie popiera tworzenie parków narodowych, to akceptacja dla tej formy ochrony przyrody maleje wraz z odległością od projektowanego parku.

Im bliżej, tym gorzej?

Lokalne społeczności, które miałyby mieć park za płotem, są rzeczywiście pełne obaw.

Mają podstawy, żeby się obawiać?

Najczęstsze obawy dotyczą tego, że powstanie parku odbierze ludziom możliwość swobodnego wchodzenia do “ich” lasu i ograniczy np. prawo do budowy domów mieszkalnych w sąsiedztwie parku. Te lęki są zdecydowanie wyolbrzymione.

Natomiast faktem jest, że powołanie dużego obszaru chronionego może pociągać zmiany w działaniu lokalnej gospodarki i rynku pracy. Długofalowo są to z reguły zmiany na lepsze, ale w krótkim, przejściowym okresie może być różnie. Tymczasem państwo nie oferuje lokalnym społecznościom żadnego zabezpieczenia finansowego w sytuacji utworzenia parku. O sprawiedliwej transformacji mówi się głównie w przypadku górników, a dla tych, którzy na przykład od pokoleń żyli z lasu, nie ma żadnej propozycji, nawet prawnej gwarancji niewielkiego wsparcia przez kilka pierwszych lat po utworzeniu parku.

Taka pomoc jest potrzebna? Samo pojawienie się parku nie zapewni pracy? Kieszenie nie napełnią się dzięki turystom?

Po jakimś czasie tak, ale nie od razu. Z badań rzeczywiście wynika, że parki narodowe są niebywale skutecznym magnesem na turystów, ale rozwój bazy noclegowej, gastronomii i innych obiektów związanych z branżą turystyczną wymaga czasu. Na początku niektóre lokalne społeczności mogą odczuć tąpniecie.

Czym spowodowane?

Przykładowo – zatrudnienie może stracić część leśników, pracowników Zakładów Usług Leśnych czy lokalnych tartaków. Nie wszystkich da się z dnia na dzień przebranżowić czy znaleźć im pracę w parku. To rodzi obawy i stanowi jedną z głównych psychologicznych przeszkód stających nowym parkom na drodze.

Nakłada się na to problem systemowy. W ustawie o ochronie przyrody od 20 lat funkcjonuje niefortunny zapis, który daje samorządom prawo uzgodnienia granicy parku. Uzgodnienie jest procedurą wiążącą, czyli jeżeli rada gminy powie “nie”, parku nie będzie.

To źle, że ludzie mogą o sobie decydować?

Trzeba pamiętać, że w tym przypadku nie decydują tylko o sobie. Parki narodowe tworzy się w miejscach absolutnie wyjątkowych, które są dziedzictwem przyrodniczym wszystkich Polek i Polaków. Tymczasem prawo mówi jasno – jedna gmina, w której mieszka tysiąc osób, może uniemożliwić powołanie parku, z którego korzystać mogłoby 38-milionowe społeczeństwo. Swoją drogą, z danych przedpandemicznych wynika, że z parków narodowych korzystamy naprawdę chętnie: rocznie odwiedza je ponad 14 milionów ludzi!

W takim razie w jaki sposób powstał w 2001 r. najmłodszy z parków narodowych – Ujście Warty? Powołano go już po zmianie ustawy.

Historia utworzenia tego parku jest niezwykle ciekawa. Ani mieszkańcy, ani władze samorządowe nie mieli pomysłu na zagospodarowanie tamtejszych terenów podmokłych. Po co komu bagna, skoro ich użytkowanie rolnicze jest nieopłacalne, a nie ma chętnych na zakup z przeznaczeniem na inwestycje budowlane? Wymyślili, że rozwiązaniem będzie utworzenie parku narodowego.

Kilka innych parków powiększyło się od tego czasu, ale nieznacznie, w sposób niebudzący kontrowersji wśród lokalnej społeczności, na ogół wtedy, kiedy nie było innego pomysłu na zagospodarowanie danego terenu.

Na to nakłada się prawny galimatias – procedura powoływania nowych parków i powiększania istniejących jest skomplikowana i niejasna. Prowadzi do błędów, które mogą być podstawą do podważenia całego przedsięwzięcia.

Prosimy o przykład.

Coś takiego wydarzyło się w Poleskim Parku Narodowym, gdzie dyrekcja i władze samorządowe pominęły w swoich działaniach Radę Ministrów. Dyrektor wystąpił do Rady Powiatu z wnioskiem o zmianę granic parku, rada uchwałą uzgodniła nowe granice, ale zostało to zaskarżone przez prokuraturę. I sąd orzekł, że było to niezgodne z prawem.

Ale to rzadki przypadek. Na ogół samorządy parków nie chcą.

Dlaczego?

Przepytaliśmy władze samorządowe z terenów, gdzie albo miałyby powstać nowe parki, albo parki już istniejące mogłyby zostać powiększone. Swoją niechęć samorządowcy tłumaczyli podobnie jak ich wyborcy: strachem przed ograniczeniami inwestycyjnymi i pogorszeniem sytuacji ekonomicznej gminy. Mówili, że jeżeli powstanie park, nie będzie można budować domów ani dróg. Dodawali, że wpływy do budżetów gmin będą mniejsze, bo na przykład parki narodowe płacą 50 proc. podatku leśnego, a nie pełną kwotę jak Lasy Państwowe. Z jednej strony rozumiem samorządowców, zwłaszcza teraz, gdy rząd mocno obcina dotacje niektórym samorządom, jednak także te obawy są w większości przypadków mocno na wyrost.

Jak bardzo?

Sprawdziliśmy, że wpływy z podatku leśnego w większości gmin wynoszą od zaledwie kilku dziesiątych do 2,5 proc. udziału w dochodach. Oczywiście są wyjątki – rekordzistką są Lutowiska z 90-procentowym zalesieniem, gdzie podatek leśny odpowiada aż za 12 proc. dochodów gminy.

Nieuzasadniony jest również niepokój związany z ograniczeniami inwestycyjnymi – większość projektowanych parków narodowych miałaby powstać w miejscach, które już teraz są praktycznie niedostępne inwestycyjnie, np. na terenach podmokłych czy leśnych, zarządzanych przez Lasy Państwowe.

Jest jeszcze coś – miękkie działania Lasów Państwowych.

To znaczy?

Tu zrobią drogę, tam dopłacą do placu zabaw, gdzie indziej postawią wiatę turystyczną. Samorządy doceniają takie wsparcie i obawiają się, że zniknie po utworzeniu parku.

Parki mają pieniądze na takie działania?

Nie mają, są poważnie niedofinansowane. Z państwowego budżetu dostają średnio 31 proc. tego, czego potrzebują, żeby dobrze wykonywać swoją pracę.

Większość parków to niezamożne instytucje, w których pracuje czasem 30-40 osób. Niekiedy brakuje im kapitału ludzkiego i tzw. mocy przerobowych niezbędnych do skutecznego pozyskiwania funduszy. Nie zawsze mają też środki, by rozpocząć projekty, które wymagają wkładu własnego, więc nawet nie mogą się o nie starać. Bywało i tak, że brakowało na pensje dla pracowników, i nie mówimy tu o zamierzchłej przeszłości, tylko o XXI wieku. W parku narodowym, w którym pracowałam, samochodem terenowym było przez długi czas seicento. Potem zaczęły pojawiać się terenówki, często kupowane w ramach projektów.

Ale chyba nie jest tak wszędzie? W takim Tatrzańskim czy Karkonoskim Parku Narodowym są problemy z pieniędzmi?

Akurat one są duże i bardziej znane. Sprzedają sporo biletów wstępu, zatrudniają ludzi, którzy specjalizują się w pisaniu wniosków o dofinansowania z Unii, ze środków krajowych, z województw. Potrafią też znajdować prywatnych sponsorów. I naprawdę lwią część swoich zadań wykonują za te własnoręcznie pozyskane pieniądze.

Skąd wziąć pieniądze na parki?

W idealnym świecie rząd zacząłby dostrzegać znaczenie ochrony przyrody dla Polek i Polaków i przeznaczyłby na ten cel odpowiednie środki w budżecie. Taki postulat nieuchronnie spotyka się z kontrargumentem, że budżetowa kołdra jest na takie przesunięcia za krótka, szczególnie w obecnych czasach, jednak to nie oznacza, że nie mamy na stole stosunkowo niedrogich rozwiązań dostępnych od ręki.

Na początek można rozwinąć istniejące mechanizmy, na przykład możliwość pozyskiwania środków z Funduszu Leśnego Lasów Państwowych.

Wyjaśnijmy, że to fundusz, na który składają się wszystkie nadleśnictwa w Polsce.

Już dziś ten mechanizm działa, ale niedostatecznie. Patrząc, jakimi środkami dysponują Lasy Państwowe, spokojnie można by zwiększyć pulę funduszy dostępnych dla parków narodowych. Należy też zmienić sposób aplikowania o te środki.

W czym problem?

Teraz parki mogą prosić jedynie o pieniądze na cele związane z ochroną ekosystemów leśnych. A są parki, jak np. Biebrzański Park Narodowy, gdzie takich ekosystemów praktycznie nie ma. W dodatku parki konkurują ze sobą, a o tym, kto dostanie dofinansowanie, decydują Lasy Państwowe.

Taki system jest bez sensu. Parki powinny mieć pełną swobodę w wykorzystaniu środków z Funduszu Leśnego, w końcu lepiej wiedzą, na co ich potrzebują. Tych środków powinno być więcej, a decydować o ich podziale powinien minister albo specjalnie powołany zespół, a nie podmiot odpowiedzialny za gospodarkę leśną.

Po drugie, parki powinny dostać wsparcie w staraniu się o unijne dotacje, zwłaszcza te mniejsze i słabsze. Nie jest tajemnicą, że administracyjna obsługa wniosków unijnych wiąże się z koszmarną papierologią. Czasami – dosłownie – trzeba do instytucji udzielającej grantu pisać wyjaśnienia, dlaczego na skanach faktur dziurki od dziurkacza są na awersie z lewej, a na rewersie z prawej strony. Nierzadko jest tak, że parkowi specjaliści od np. ochrony łąk czy bagien, zamiast działać w terenie, siedzą po godzinach przed komputerami i wypełniają te niekończące się tabelki, formularze i raporty. Obsługa dużych, wielomilionowych projektów to dodatkowa praca dla całej załogi parku. Nie mówiąc już o tym, że na większość projektów trzeba pozyskiwać pieniądze z więcej niż jednego źródła, bo np. dana instytucja finansuje tylko 75 proc. danego przedsięwzięcia. Sterty papierów i komplikacje organizacyjne rosną, a parki są często pozostawione z tym same sobie.

To może jednak nie potrzeba nowych parków, a ochroną lasów mogłyby się zająć Lasy Państwowe?

Lasy Państwowe mają inny cel nadrzędny i jest nim produkcja surowca drzewnego. Owszem, w teorii mają realizować również funkcje przyrodnicze i społeczne, jednak w praktyce bywa to trudne lub niemożliwe do pogodzenia.

Co pracownicy Lasów Państwowych myślą o parkach narodowych?

W swojej strategii na lata 2014-2030 piszą wprost, że duża powierzchnia lasów objęta różnymi formami ochrony to słabość Lasów Państwowych, a ograniczenia możliwości pozyskania drewna, wynikające z planów zadań ochronnych dla obszarów Natura 2000, obejmowanie ochroną coraz większego areału lasów i tworzenie nowych form ochrony to zagrożenie dla ich interesów finansowych.

To argument ekonomiczny: nie pozwolimy na wyjęcie terenu spod naszej jurysdykcji i przekazanie go parkowi narodowemu, bo może to zachwiać naszą stabilnością finansową. W trakcie badań zapytano o nowe parki samych leśników. Byli sceptyczni, ponieważ są zdania, że sami radzą sobie z ochroną przyrody i parki są niepotrzebne. Obawiali się również utraty zatrudnienia i statusu społecznego. Wskazywali, że praca w parku nie jest tak prestiżowa jak praca w Lasach Państwowych. Choć wyobrażam sobie, że część leśników mimo wszystko zdecydowałaby się na taką zmianę.

Musieliby zrezygnować z kilku tysięcy złotych miesięcznie.

To prawda, dlatego w naszym raporcie postulujemy, żeby podwyższyć parkowe płace. Jednak gdyby powołanie na przykład Turnickiego Parku Narodowego doszło do skutku i gdyby zaoferowano tamtejszym leśnikom zatrudnienie w tej nowej instytucji, myślę, że część by się skusiła. Są leśnicy, którzy wybierają swoją ścieżkę zawodową m.in. z miłości do przyrody, przyjemności z przebywania w lesie i zamiłowania do panującego tam spokoju. Wycinanie i wywożenie drzew to niewdzięczna praca. A co dopiero w Bieszczadach, gdzie robota jest ciężka i niebezpieczna, bo nierzadko trzeba zrywać wielkie drzewa z górnych pięter lasu. I jeszcze w związku z wykonywaniem swojej pracy jest się obiektem ciągłej krytyki. Społeczne zaufanie do leśników spadło w ostatnich latach, szczególnie na kanwie konfliktu w Białowieży, a ludzie zaczęli mocniej interesować się lasami, które rosną w ich okolicy. Doprowadziło to do sytuacji, w której pracownicy Lasów Państwowych poczuli się atakowani. Praca w parku jest pod tym względem spokojniejsza.

W całej tej sprawie jest też aspekt ambicjonalny.

Jaki?

Z rozmów w leśnikami wynika, że Lasy Państwowe boją się dać palec, żeby nie zabrano im ręki. Obawiają się, że jeśli pozwolą na ustanowienie parku w jednym miejscu, to podobne roszczenia pojawią się w całym kraju.

Tylko co z tego? Teraz parki narodowe stanowią 1 proc. powierzchni kraju. Niechby nawet stanowiły 2-3 proc. Czy zmieniłoby to coś w rachunku ekonomicznym Lasów Państwowych? Przecież parki zostałyby powołane w miejscach, gdzie gospodarka nie jest wcale wybitnie dochodowa.

W przypadku lasów podkarpackich, gdzie miałby powstać Turnicki Park Narodowy, jest deficytowa. Dopłacają do niej nadleśnictwa z całej Polski.

W mojej ocenie nic się nie zmieni bez zasadniczej zmiany w podejściu Ministerstwa Klimatu i Środowiska, które zarządza zarówno Lasami Państwowymi, jak i systemem ochrony przyrody. Ministerstwo ewidentnie przychyla się do narracji leśników, natomiast gdyby w spokoju przeanalizować sytuację Turnickiego Parku Narodowego, mogłoby się okazać, że jego powołanie jest mniej skomplikowane, niż się wydaje na pierwszy rzut oka.

Dlaczego przepisy blokujące tworzenie nowych parków nie zmieniły się od 20 lat?

W mojej ocenie przyczyny są prozaiczne – ochrona przyrody raczej nie należała do priorytetów kolejnych władz, a próba odebrania samorządom prawa veta w kwestii parków wywołałaby konflikty i polityczne niesnaski na linii rząd – samorząd. Nikomu na tym nie zależało, więc jest, jak jest.

W idealnym świecie – jak utworzyć park narodowy, żeby lokalne społeczności były zadowolone? Zacząć od konsultacji?

Konsultacje w polskich realiach najczęściej oznaczają przychodzenie do ludzi z gotowcem. Pokazuje się im projekt, a potem w krótkim czasie zbiera opinie na jego temat. To nie jest prawdziwa współpraca. Z reguły odpowiedzią na takie działanie jest lęk i opór. Wcale nie dziwię się reakcjom obronnym, jeżeli ktoś przychodzi na konsultacje, widzi zieloną kreskę narysowaną wzdłuż granicy swojej działki i kompletnie nie wie, co to w praktyce oznacza.

Jeżeli chcemy za pięć lat powołać park narodowy, musimy zacząć z mieszkańcami i samorządami pracę u podstaw. Nie może być tak, że przychodzi do nich ktoś z ministerstwa, pokazuje prezentację na trzy strony i pyta: “co państwo o tym myślą?”. Władze i lokalne społeczności trzeba wciągać w pracę nad parkiem od samego początku i przeprowadzić ten proces profesjonalnie i transparentnie.

Przykład?

Uczestniczyłam podobnym procesie na małą skalę, gdy pracowałam w Kampinoskim Parku Narodowym. Chodziło o plan zagospodarowania przestrzennego dla wioski w otulinie parku. Jedna z miejscowości nie mogła go uchwalić przez kilkanaście lat. W grę wchodziły niemałe pieniądze, ponieważ szło o podział i scalenie działek budowlanych. Widziałam na własne oczy, jak ten proces zaczął wyglądać, gdy pojawił się profesjonalny mediator. Zaprosił urbanistę, przedstawicieli gminy i parku, ogłosił, że każdy, kto ma ochotę, może przyjść na spotkanie. I oni, po tych kilkunastu latach impasu, uchwalili plan w ciągu następnego roku.

Czyli wystarczy mediator?

Uważamy, że oprócz profesjonalizacji procesu konsultacji odpowiedzialne podejście wymaga przeanalizowania danych dotyczących lokalnej gospodarki i odpowiedzi na pytanie, co się stanie, gdy park powstanie. Jak wpłynie to na rynek pracy? Jak zmienią się dochody budżetów gmin? Na podstawie wyników takiej analizy należy opracować program rozwojowy dla takiego rejonu.

I da się to wszystko zrobić w ciągu pięciu lat?

Oczywiście. A nawet jeżeli miałoby to potrwać dłużej, to kiedyś trzeba rozpocząć ten proces. W tej chwili sytuacja jest jasna: albo przyłożymy się i gruntownie przebudujemy system – tak, aby z jednej strony usunąć prawne blokady w powoływaniu parków, a z drugiej zapewnić realne wsparcie społecznościom “parkowym” i samym parkom – albo będziemy próbowali tworzyć parki wbrew społecznościom lokalnym uzbrojonym w prawo veta i nowych parków nie będzie przez kolejne 20 lat. 

Zapytana o powstanie Turnickiego Parku Narodowego i poszerzenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego Małgorzata Golińska, sekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska, napisała, że nic z tego, bo miejscowi są przeciwko.

Przerzucanie odpowiedzialności na lokalne społeczności jest bardzo wygodne, ale nieodpowiedzialne. Zadaniem Ministerstwa Klimatu i Środowiska jest kształtowanie polityki ekologicznej państwa. Jeśli istnieją mechanizmy, które to uniemożliwiają, powinny zostać zmienione.

Właśnie – może łatwiej jest zmienić ustawę i zabrać samorządom prawo do wetowania projektów parków?

Ministerstwo przygotowuje nową ustawę o parkach, odbyły się już nawet konsultacje społeczne. Niestety, projekt utrzymuje feralne veto samorządowe – samorządy wciąż będą uzgadniać granice projektowanych parków i tak jak obecnie będą mogły skutecznie blokować ich tworzenie. Plusem nowej ustawy jest to, że przy powołaniu parku ma być opracowany plan rozwojowy dla lokalnych samorządów. Byłaby to świetna informacja, gdyby nie fakt, że w myśl nowych przepisów samorządy będą mogły jedynie opiniować taki program. Sęk w tym, że opiniowanie to procedura niewiążąca. W praktyce może to oznaczać, że dany samorząd negatywnie zaopiniuje projekt programu rozwojowego, ale rząd nie weźmie tej krytyki pod uwagę.

To stawianie sprawy na głowie, powinno być odwrotnie. Czyli: opiniujemy granice parku, żeby uniknąć błędów i żeby panu Tomkowi czy pani Kasi granica parku nie biegła przez środek gospodarstwa, ale program rozwojowy, który będzie miał wpływ na lokalny rynek pracy przez kolejnych kilkanaście lat – uzgadniamy. Inaczej tylko umacniamy samorządy w przeświadczeniu, że lepiej jest powiedzieć parkowi “nie”, bo potem zostaniemy bez wsparcia. No i że nasi wyborcy będą niezadowoleni, bo nie dość, że ludzie nie będą mogli chodzić na grzyby do “swojego” lasu, to jeszcze nie dostaniemy sensownych środków na rozwój.

To częsty argument przeciwko parkom – “nie będę mogł wejść do lasu, w którym zbierałem z dziadkiem jagody”.

Park to nie jest jednorodna, zielona plama, gdzie niczego nie wolno. Parki podzielone są na strefy o trzech różnych reżimach ochronnych. Najbardziej restrykcyjna jest ochrona ścisła – tożsama z bierną, czyli nic nie robimy, dosłownie patrzymy, jak las rośnie. Czynna – przyrodzie z różnych względów trzeba pomóc, bo została zdegradowana, albo ochrona danego gatunku czy siedliska wymaga udziału człowieka, np. koszenia łąk. Krajobrazowa – na gruntach prywatnych, gdzie ograniczenia występujące w parkach narodowych są w dużej mierze zniesione. Zasięg poszczególnych stref ochronnych ustala się w planie ochrony parku. I w takim planie można wskazać miejsca, gdzie zbieranie grzybów czy jagód będzie dozwolone. Gdyby społeczności lokalne od początku były włączane w planowanie nie tylko tego, gdzie będą granice parku, ale też tego, jak park będzie działał, obawy na pewno byłyby mniejsze. Dziś ludzie mają przeświadczenie, że zgadzając się na park, kupują kota w worku. Swoją drogą większość parków narodowych nie ma planów ochrony, a te, które mają, nierzadko doczekały się ich dopiero kilkadziesiąt lat po powołaniu danego parku.

Dlaczego parki nie mają planów ochrony?

Bo ich wykonanie jest drogie i skomplikowane. Niektóre parki próbują tworzyć plan ochrony siłami swoich pracowników, co wydłuża procedurę. Jeżeli natomiast park decyduje się zapłacić za to komuś z zewnątrz, to musi się uzbroić w cierpliwość, bo minie czas, zanim ten ktoś pozna park, zbierze i przeanalizuje dane. Potem przyniesie projekt, na początku pewnie niedokładny, więc będzie go trzeba zmienić.

W takim projekcie muszą zostać uwzględnione potrzeby lokalnych społeczności, muszą się tam znaleźć wytyczne dla dokumentów planistycznych miejscowości położonych w otulinie parku. To niezwykle ważne i delikatne sprawy, ponieważ jeśli dyrektor parku nie żyje dobrze z sąsiadami, to bardzo szybko może stracić stanowisko. W zasadzie to można go odwołać bez podania powodu, z dnia na dzień.

Gotowy projekt wysyła się do Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Tam biorą się za niego poszczególne komórki. I odsyłają do parku swoje poprawki. Park je nanosi, wysyła kolejny projekt. I tak kilka razy.

Co to za poprawki?

Czasami trzeba wykreślić przecinek, zmienić „i” na „lub”, użyć miększego sformułowania – „zakazuje” zmienić na „preferuje się ograniczanie”. I to się tak mieli, mijają lata, plan się dezaktualizuje. Ostatnio mocniej zaczęliśmy odczuwać zmiany klimatu, susza trwa kolejny rok z rzędu, trzeba myśleć o tym, o czym się wcześniej nie myślało. I w wielu miejscach plan ochrony wymaga zaprojektowania od nowa. Proces rozciąga się na kilkanaście lat, a końcowy efekt bywa tak niezadowalający, że wszystko trzeba zaczynać od początku. Dochodzi do paradoksalnej sytuacji, że bez planu jest łatwiej niż z planem, bo park ma większe pole manewru, nie musi ciągle spoglądać, czy działa zgodnie z przykazaniami wyrytymi na kamieniu 20 lat wcześniej.

Jest wyjście z tej sytuacji?

Nowa ustawa o parkach narodowych ma to zmienić. Podzieli plany ochrony na dwudziestoletnie strategie i pięcioletnie plany operacyjne. Strategia będzie bardziej ogólna, a plan operacyjny będzie już bardziej szczegółowy. To powinno ułatwić parkowcom życie.

Jeśli zależy ci na tym, by chronić przyrodę Pogórza i doprowadzić do powstania Turnickiego Parku Narodowego - możesz działać!

Oto kilka propozycji działań:

Odwiedź tereny niewidzialnego parku narodowego!

Aktywiści działający na rzecz powstania TuPN od lat promują to miejsce, sami wytyczają trasy turystyczny, organizują wydarzenia. Jeśli szukasz miejsca na wycieczkę w Polsce lub wybierasz się w Bieszczady – zobacz na własne oczy tereny Turnickiego. Poza zobaczeniem wyjątkowej przyrody, to także okazja do wsparcia lokalnych agroturystyk i rozmów z mieszkańcami. Możesz skorzystać z mapy przygotowanej przez Inicjatywę Dzikie Karpaty i Towarzystwo Krajoznawcze Krajobraz. Inne przydatne informacje znajdziesz na stronie turnickipn.pl.

Śledź i wspieraj

Śledź i wspieraj organizacje i grupy, które działają w sprawie ochrony przyrody na Pogórzu. To m.in. Inicjatywa Dzikie Karpaty, Kwitnąca Otulina, Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze

Podpisz apel

Pytaj polityków i polityczek

Pytaj polityków i polityczek – tych z poziomu krajowego i samorządowego, jeśli mieszkasz na Podkarpaciu – co sądzą i co robią w sprawie ochrony przyrody a Karpatach i powstania TuPN, oraz powstawania parków narodowych w ogóle.